czwartek, 23 sierpnia 2007

Historia szpitala w Tworkach, część III

Przedstawiamy kolejną część z cyklu opisującego historię tworkowskiego szpitala autorstwa Pawła Artomiuka. Tekst pochodzi z numeru 23 czasopisma WPR.

Lot nad kukułczym gniazdem - historia szpitala tworkowskiego odc. 3
W chwili wybuchu wojny na terenie Szpitala przebywało 1185 chorych pod opieką licznego personelu. Ponieważ większość mężczyzn została objęta powszechną mobilizacją, pawilony męskie zostały prawie bez obsługi. Z czynnymi działaniami wojennymi szpital zetknął się już pierwszego dnia wojny, przetrwawszy bombardowanie.

Wybuch wojny
Po 8 września 1939 r. w pawilonie I został urządzony lazaret wojskowy. 14 września przywieziono 30 rannych żołnierzy z Armii "Łódź", po bitwie w lasach Helenowskich. W listopadzie cały drugi pawilon został zajęty przez rannych cywili i żołnierzy. Już we wrześniu na terenie szpitala zaczęli pojawiać się żołnierze niemieccy. Od 1 października 1939 r. Szpital przeszedł pod zarząd okupanta., który nakazał redukcję stanowisk. Na jej mocy zwolniono 7 lekarzy, 5 urzędników i 16 osób personelu.
Szpital zmuszony był przyjąć 350 Niemców, około 150 Ukraińców, 400 jeńców, obywateli radzieckich i wreszcie chorych Polaków ze szpitali na Górnym Śląsku.
Po upadku Powstania Warszawskiego szpital przyjął dodatkowo 2600 chorych ewakuowanych ze szpitali warszawskich. Przez ciasnotę i zimno, a głównie z powodu głodowych racji żywnościowych, katastrofalnie zwiększyła się śmiertelność chorych. W 1941 r. wyniosła 30%. Tę zaplanowaną i konsekwentnie prowadzoną metodą wyniszczenia kierował mianowany 2 września 1940 r. przez władze okupacyjne dyrektor szpitala - Eugen Honette, brutalny, gwałtowny i dbający o interesy własne Niemiec, prawdopodobnie pochodzenia francuskiego lub belgijskiego, (który nie był lekarzem lecz fachowcem z branży księgarskiej) oraz dwóch jego pomocników, też Niemców: nadinspektor Gottfried Kałz i nadpielęgniarz Franz Zalfen. Nieludzkie traktowanie chorych, karanie ich za najmniejsze odstępstwa od dyscypliny, głodowe racje żywnościowe, nieopalanie sal zimą, przyniosłoby wiele gorszą statystykę, gdyby nie ofiarność personelu oraz wielu osób spoza murów szpitala, zdobywających dodatkowe pożywienie, nieco opału i kocy dla najciężej chorych...

Wstrząsające wspomnienia

Historyk psychiatrii dr Jan Gallus pisze w swoich wspomnieniach:
"Wtedy to zetknąłem się po raz pierwszy i ostatni z różnego rodzaju zaburzeniami wywoływanymi głodem, polegającymi nie tylko na wyniszczeniu organizmu oraz tzw. obrzękach głodowych, ale z wieloma przypadkami powikłań na tle - ze śmiercią głodową, samozjadaniem własnych części ciała i niemal ludożerstwem włącznie. (...) Doc. Łuniewski stał się tzw. naczelnym lekarzem, a dr Handelsman ze zrozumiałych względów niestety musiał opuścić nasze grono."

Szpital tworkowski był jedynym wśród bratnich instytucji, który nie został zniszczony przez okupanta. Wieść o niszczeniu podobnych placówek oraz uśmiercaniu pacjentów odbiła się szeroko. W Tworkach panowało stałe napięcie, nieprzewidywalne i całkowicie zależne od humorów p. Honette i władz niemieckich. Gallus wspomina: "Staraliśmy się przetrzymywać chorych jak najkrócej i leczyć ich jak najintensywniej, tym bardziej że raz po raz spotykaliśmy się z przypadkami niespodziewanego zabierania niektórych naszych chorych w nieznanym dla nas celu i kierunku. W ten sposób pewnego dnia zabrano ze szpitala wszystkich przebywających w nim pacjentów i pacjentki żydowskiego pochodzenia - około 350 osób i wywieziono niby do Zakładu Psychiatrycznego "Zofiówka" w Otwocku, dokąd nigdy nie dotarli. Jak należy się domyślać - gdzieś po drodze zostali wymordowani."

Lekarze byli solidarni i niestrudzeni w pracy. Dzięki temu nie tylko udało im się ocalić życia wielu osób, ale również przetrzymywać wśród chorych - i to przez dłuższe okresy czasu ludzi całkowicie zdrowych lecz wymagających ukrycia. Byli to głównie członkowie Ruchu Oporu, działacze społeczni, działacze kultury itp.
Gallus pisze: "I tak np. osobiście udało mi się ukryć i przetrzymywać przez kilka miesięcy jednego z wybitniejszych dostojników zakonnych Polski, poszukiwanego przez Niemców i cudem ocalałego od śmierci po wymordowaniu kilku jego towarzyszy... Niestety owe dni napięcia, tygodnie, miesiące i lata tej trudnej i niesłychanie wyczerpującej, stałej czujności w pracy i poza pracą niejednego z nas załamywały, a nawet zmogły jak doc. dr Witolda Łuniewskiego, który zmarł w 1943 roku. Jego obowiązki przejął dr med. Edward Steffen (senior)."

Ze wspomnień doktora Gallusa możemy wyobrazić sobie bezsilność z jaką Polacy musieli się co dzień mierzyć:
"Spośród wielu poważnych i ciężkich dla mnie przeżyć okupacyjnych, takich jak prawie całkowita likwidacja rodziny mojej żony za jej zasługi dla kraju i trwanie w polskości (Rodzina Bursche), szczególnie przygnębiająca była bezsilność w zapobieganiu temu, co się działo, a czemu niekiedy być może dało by się zapobiec. Jedno z takich przeżyć - samooskarżenie się o żydowskie pochodzenie i oddanie w ręce Gestapo sekretarki Honneta, Zofii Kubryń (Soni) – równie mocno mną wstrząsnęło. Sonia przed udaniem się do Honneta z owym samooskarżeniem, wpadła do mnie do gabinetu, akurat w czasie gdy przyjmowałem chorego. Wyglądała jakby czegoś chciała, lecz zaraz wycofała się. Gdy potem dowiedziałem się o jej kroku, męczyłem się długo. Gdyby traf chciał inaczej i byłbym wtedy wolny, mogłaby zamienić ze mną parę słów i być może udałoby się odwieść ją od tego zamiaru i zapobiec jej śmierci."

Smutne wiklinowe koszyki
Według danych statystycznych w okresie okupacji przez szpital tworkowski przeszło 5171 chorych. W sierpniu 1944 r. ewakuowano chorych wraz z personelem ze szpitali warszawskich do obozu przejściowego znajdującego się na terenie warsztatów kolejowych w Pruszkowie - Dulag 121.
W obozie przebywało do 15 tysięcy osób, a przez cały okres (sierpień 1944 - styczeń 1945) przeszło przez niego 650 tysięcy. Stamtąd tez ponad dwa i pół tysiąca chorych ulokowano w Tworkach.
Zgodnie z rozkazami Ruchu Oporu spośród pracowników szpitala tylko kilku mogło wziąć udział w Powstaniu Warszawskim, mianowicie: Janusz Kosowski, Gustaw Liedtke i Franciszek Kłykoraz częściowo doktor Feliks Kaczanowski - w pomocy żoliborzanom, których grupę w czasie Powstania doprowadził razem z jej opiekunką Zofią Kozicką ps. „Marta” do Tworek.

Powróćmy w tym miejscu jeszcze raz do Kronik Łuniewskiego, do tej ostatniej pisanej w 1941 r. w języku niemieckim. Kronika dyrektora jest ostrożna, zawiera prawie samą statystykę. Łuniewski na końcu dziękuje władzom niemieckim za pozwolenie jej napisania i wydrukowania, ale między innymi dziękuje i za to, że pozwolono pacjentom ściąć nad stawami wiklinę. Z wikliny plecie się koszyki, sprzedaje - kupuje trochę żywności. Wojna była nieszczęściem światowym, ale nawet na tym tle nie maleje wielki, osobisty dramat dyrektora Łuniewskiego, znakomitego naukowca zmuszonego do podziękowania za wiklinę i koszyki. Witold Łuniewski zmarł 21 stycznia 1943 roku. Został pochowany na przyszpitalnym cmentarzu. Po wojnie zgodnie z jego wolą, trumnę przewieziono do Warty, do rodzinnego grobu Łunickich.
16 stycznia 1945 r. Honette opuszcza szpital, rabując i wywożąc cenne rzeczy chorych z depozytu oraz całą zawartość kasy szpitalnej. Następnego dnia, 17 stycznia 1945 r. Tworki zostały wyzwolone...

Był to jedyny szpital psychiatryczny, który nie uległ zniszczeniu i eksterminacji pacjentów w okupowanej Polsce...
c.d.n.

Źródło: WPR0023